Utwór: Tropiques
Wykonawca: Maissiat
Album: Tropiques (2013)
À l’autre bout de toi, À l’autre bout de mes Tropiques, Frapper trois fois, Une fois la porte claquée, Une fois nos corps pris au piège. Aucune issue de secours. Nos mains sur le plancher, Chargées de retenir ce qu’il nous reste à faire, Chargées de saisir Les parcelles d’éther, l’amour empoisonné, le grand ménage. Les romans printaniers, Moi de passage, toi sans passé, allez ! allez ! À l’autre bout de toi, Des jours meilleurs, des jours d’hiver, Comme une ode à la nuit, Comme une audace, une délivrance, Une folie ordinaire, Un facteur chance. Comme un rideau de pluie, une connivence, Tu me ravis comme un courant d’air pur. À mes visites de courtoisie, Je respire en tes murs, Nous trinquons à nos tragédies. Comme un rideau de pluie, À nos désirs impurs, Quand je te sais sans fond, quand je te vois sans vie, Aller jusqu’au bout de l’asphyxie. À l’autre bout de toi, À l’autre bout de nos Tropiques, Frapper sept fois, Contre des portes fermées, Cette fois des corps qu’on assiège, Sans un circuit de secours. Les yeux sur le plancher, Chargé de souvenirs, Ce qu’il nous reste à taire, sommés de soutenir Un regard évité, le vent soufflant les verres, le grand manège. Des carrosses oubliés, Toi de passage, moi sans passé, allez ! allez ! À l’autre bout de toi, À l’autre bout d’un quai perdu , Comme des singes des jours d’hiver, Comme une veille de la Toussaint, Comme une nuit sans tain. Et je m’avance et je recule, Des pudeurs ridicules, une correspondance. Je te ravis, c’est un enlèvement, Un soulèvement, un appel d’air, Et je tourne en tes bras, dans une absence passagère, Comme un ravissement, loin du spectaculaire, À cet amour muet, à cet amour fuyant, À cet amour tentaculaire. | Pod drugiej stronie ciebie, Po drugiej stronie moich Tropików, Trzy uderzenia, Raz drzwi trzasnęły Raz to nasze ciała złapane w pułapkę Brak awaryjnego wyjścia. Nasze ręce na podłodze, Objuczone by powstrzymać nas przed tym co pozostało do zrobienia, Obarczone uchwyceniem Pól eteru, zatrutej miłości, generalnych porządków. Wiosenne powieści, Ja przedostałam się, ty bez wyjścia, idź! idź! Po drugiej stronie ciebie, Lepszych dni, dni zimowych, Jak pochwała nocy, Jak śmiałość, wytchnienie, Zwyczajne szaleństwo, Cząstka szczęścia. Jak kurtyna deszczu, współudział, Zachwycasz mnie jak czysty strumień powietrza. W moich kurtuazyjnych odwiedzinach, Oddycham w twoim otoczeniu, Pijemy za nasze porażki. Jak kurtyna deszczu, W naszych nieczystych pragnieniach, Odkąd znam cię na wskroś, odkąd widzę cię bez życia, Przejdź wprost przez uduszenie. Po drugiej stronie ciebie, Po drugiej stronie naszych tropików Siedem uderzeń, Przeciw zamkniętym drzwiom, Tym razem ciała są osaczone, Nie ma kopii zapasowej. Oczy utkwione w podłogę, Pełne wspomnień, Tych które nas wyciszają, wzbudzonych dla otuchy Unikające spojrzenie, wiatr wiejący w szyby, wielka karuzela. Zapomniane pieszczoty, Ty przeszedłeś, ja bez wyjścia, idź! idź! Po drugiej stronie ciebie, Po drugiej stronie zaginionego nabrzeża, Jak błaznowie dni zimowych, Jak bezsenność Wszystkich Świętych, Jak jednostronna noc. A ja podążam dalej i się cofam, Śmieszny wstyd, połączenie. Jestem tobą zachwycona, to porwanie, Powstanie, zew powietrza, Odwracam się ku twoim ramionom, w przelotną nieobecność, Jak w zachwycie, z dala od wyjątkowości, W tej cichej miłości, w tej ulotnej miłości, W tej oplatającej miłości. |
Cała płyta rewelacyjna. Doskonale nagrana, już na Spotify brzmi wyśmienicie. Dziękuję i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak to świetne utwory, ale szczególnie przypadły mi do gustu aranżacje realizowane przy okazji występów na żywo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń